We wtorek 10 września 2024 r. Rada Ministrów zdecydowała o wstrzymaniu prac nad projektem tzw. drugiej waloryzacji emerytur i rent. Temat powróci na agendę jedynie w określonych warunkach gospodarczych. Jak nieoficjalnie donoszą media, za decyzją stoją obawy przed niezrozumieniem rozwiązania przez emerytów i ewentualnymi konsekwencjami ich niezadowolenia w sytuacji, gdy druga waloryzacja nie będzie musiała zostać przeprowadzona.
Projekt drugiej waloryzacji emerytur na ostatnim posiedzeniu rządu nie został zatwierdzony, mimo że wcześniej przeszedł wszystkie etapy konsultacji. Centrum Informacyjne Rządu (RCL) poinformowało: „Rada Ministrów wznowi prace nad projektem, jeśli inflacja przekroczy 5 procent. Na chwilę obecną Ministerstwo Finansów nie prognozuje takiego wzrostu. Mechanizm dodatkowej waloryzacji jest gotowy, a dalsze procedowanie ustawy może zostać wznowione w razie potrzeby”. Takie jest oficjalne stanowisko, ale inne przyczyny podają nieoficjalnie media.
Dlaczego projekt trafia do szuflady?
Według dziennikarzy Money.pl rząd obawia się, że przyjęcie ustawy mogłoby zostać potraktowane jako zapowiedź, że inflacja będzie rosła, podczas gdy na przyszły rok prognozuje się spadek tempa jej wzrostu. W sytuacji gdy przepisy zostałyby uchwalone, a faktyczny wzrost inflacji nie przekroczyłby w pierwszym półroczu przyszłego roku 5%, druga waloryzacja nie zostałaby przeprowadzona, co w efekcie mogłoby powodować niezadowolenie społeczne odbiorców świadczeń oczekujących podwyżki.
Czym jest druga waloryzacja?
Przypomnijmy: tzw. druga waloryzacja była projektowana jako rozwiązanie warunkowe, uruchamiane tylko i wyłącznie w sytuacji gdy inflacja w pierwszym półroczu danego roku przekracza 5%. W takiej sytuacji emeryci otrzymywaliby waloryzację świadczeń już od drugiego półrocza tego samego roku (od 1 września). Nie musieliby zatem czekać do podwyższenia kwot wypłacanych świadczeń aż do 1 marca kolejnego roku, kiedy to standardowo przeprowadzana jest coroczna waloryzacja. Zabezpieczałoby to emerytów przed znacząco wyższymi kosztami życia, dla których zrównoważenie w wypłatach świadczeń dziś następuję z efektem odłożonym. W następstwie wypłaty tzw. „drugiej waloryzacji” spadałby wartość tej regularnej.
Obietnice wyborcze vs. rzeczywiste wdrożenia
Pomysł dodatkowej waloryzacji został zaprezentowany podczas ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu. Stał się ważnym postulatem Lewicy, zyskał poparcie ówczesnych partii opozycyjnych. Wszedł również do programu „100 konkretów na 100 dni rządów”. W czasie tych 100 dni nie został wdrożony, ale był procedowany – lobbowała za tym ministra Agnieszka Dziemianowicz- Bąk (Lewica), stojąca na czele Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
Teraz projekt najpewniej zostaje zawieszony, co nie oznacza jego anulowania. Komunikat RCL wskazuje, iż w razie potrzeby może zostać skierowany do procesu legislacyjnego i jako gotowe rozwiązanie wdrożony tak by wesprzeć emerytów, gdy ich ekonomiczne funkcjonowanie faktycznie będzie wymagało zastosowania mechanizmów stabilizacyjnych. Warto jednak zauważyć, że procesy legislacyjne nie przebiegają błyskawicznie i w sytuacji ewentualnego skoku inflacji mogą nie zostać na czas wprowadzone.
Robili, robili, i nic nie zrobili – tak zostanie przedstawione odłożenie „drugiej waloryzacji” na półkę
Prace nad wdrożeniem opisywanego rozwiązania trwały od wielu miesięcy i przeszły proces konsultacji z rozmaitymi interesariuszami. Angażowały urzędników z Ministerstwa Finansów i innych resortów. Były też rozwiązaniem oczekiwanym przez osoby starsze pobierające świadczenia emerytalno-rentowe, zwłaszcza w 2023 roku kiedy inflacja wciąż mocno dawała im we znaki. Dla części osób starszych obietnica wprowadzenia „drugiej waloryzacji” mogła być istotnym argumentem dla oddania głosu w wyborach parlamentarnych w 2023 roku na partie dzisiejszej koalicji rządowej.
Odstawione na półkę rozwiązanie ma charakter zabezpieczający i warunkowy, a jego realne uruchomienie być może nie będzie konieczne przez wiele lat. Jednocześnie rządzący przez długie miesiące eksponowali swój pomysł jako potencjalne remedium na możliwy do wystąpienia problem. Ryzyko wystąpienia problemu wciąż istnieje, ale mechanizm zabezpieczający emerytów zostaje na papierze. Oczekiwania społeczne zostały rozbudzone już przed procedowaniem rozwiązania, a dziś gwałtowanie je schłodzono. Sugeruje to albo spadek priorytetu spraw osób starszych w rządzie po okresie wyborczym (zwłaszcza, że inna obietnica na „100 dni” tj. Bon Senioralny zostanie wdrożony ze znacznym opóźnieniem względem zapowiedzi – nawet jeszcze z wiosny tego roku – tj. dopiero od 2026 roku), albo też dostrzeżenie potrzeby większych systemowych zmian reformujących system ubezpieczeń społecznych.
Czy rząd ma racje, iż druga waloryzacja to komunikacyjny problem?
Analizując odstąpienie rządu od wprowadzenia rozwiązania drugiej waloryzacji poprzez ustawę warto pochylić się nad argumentem dotyczącym ryzyk z tytułu wprowadzenia nowego rozwiązania, a właściwie nad analizowanym przez decydentów bilansem potencjalnych korzyści i strat.
Dla emerytów nowe rozwiązanie jest jednoznacznie korzystne, może ich wspierać w sytuacji znaczącego wzrostu kosztów życia. Dla budżetu państwa nie jest zaś kosztowne – nie ma bowiem mowy o wprowadzeniu nowych świadczeń a jedynie o warunkowym, zachodzącym w szczególnych momentach, przyśpieszaniu podnoszenia świadczeń już przewidzianych.
Natomiast komunikacyjnie tzw. druga waloryzacja to faktycznie „gorący kartofel”. Jej wprowadzenie mogłoby powodować konfuzję części odbiorców świadczeń w sytuacji gdy waloryzacja nie byłaby przeprowadzona (z racji utrzymania inflacji w ryzach). Każdemu łatwiej będzie przecież zapamiętać hasło „dodatkowa waloryzacja we wrześniu”, trudniej zaś, iż warunkiem jej przeprowadzania jest osiągnięcie konkretnego, niekorzystnego wskaźnika. Bez wątpienia część odbiorców świadczeń spodziewałaby się po prostu dwóch waloryzacji w roku zamiast jednej. Fakt przeprowadzenie jednej mogliby odebrać negatywnie.
Gdyby zaszła konieczność zrealizowania dwóch waloryzacji a więc – w znacznym uproszczeniu – rozbicia jednej waloryzacji na dwie raty, nominalna korzyść z każdej z nich byłaby odczuwalna jako mniejsza. W ostatnich latach szybującej inflacji odbiorcy świadczeń emerytalno-rentowych otrzymywali w przededniu wiosny znaczące kwotowe podwyżki, choć natychmiast „zjadane” przez kumulujące się we wcześniejszych miesiącach koszty życia. Niższy niż wcześniej doświadczany wzrost wartości emerytur wynikający z dwóch waloryzacji mogliby odebrać jako grabież. Dotyczy to oczywiście osób o niskich kompetencjach ekonomicznych, ale tych nie brakuje przecież w każdej grupie wiekowej. Powstałe, nawet niesłusznie, niezadowolenie łatwo jest animować w ramach politycznego sporu. Odpowiednio podgrzany sprawiłby, że za dobre intencje i aktywność zapłaciliby autorzy potrzebnej przecież reformy. Nie zazdrościmy.